Karmienie piersią – nie dałam sobie wmówić, że…
Druga ciąża, poród, połóg, karmienie piersią – przeżywam je bardziej świadomie, bo za pierwszym razem funkcjonowałam chwilami jak w amoku. Zmroczona emocjami, przygotowana teoretycznie, ale zagubiona w praktyce. W sumie nic dziwnego, przecież trzy lata temu byłam debiutującą mamą. Teraz, z perspektywy czasu i drugiego porodu wiem, jak wiele błędów zostało popełnionych w szpitalu po pierwszym porodzie jeśli chodzi o karmienie piersią. Po drugim porodzie, z ogromnym wsparciem personelu medycznego oraz z własnym doświadczeniem i przygotowaniem się do tematu laktacji unikam błędów popełnionych dawniej. Na razie dobrze na tym wychodzę, a moja droga mleczna zaczyna być coraz piękniejsza.
Poniżej przeczytasz co próbowano mi wmówić po pierwszym porodzie. Rozchwiana emocjonalnie z buzującymi hormonami z łatwością dałam się wkręcić w spiralę, która bardzo szybko sprawiła, że pożegnałam się z karmieniem piersią. Niecały miesiąc temu, w innym szpitalu zaczęła się zupełnie inna laktacyjna historia, która daje mi prawdziwą radość z macierzyństwa oraz przywróciła mi wiarę w siebie.
Pani nie ma mleka
Po pierwszym porodzie dostawiono mi Filipa do piersi na sali pooperacyjnej. Trwało to krótko, boleśnie i tam nabawiłam się pierwszych ran na brodawkach. W następnych 12 godzinach leżenia został mi przyniesiony raz. A poza tym dokarmiany był bez mojej wiedzy ani zgody mlekiem modyfikowanym. Laktacja nie była stymulowana, więc ostatecznie starając się go karmić, musiałam chodzić na dokarmianie, ponieważ Fi był głodny, a mleko zaczęło pojawiać się w piersiach dopiero w 4 dobie po porodzie.
Po ostatnim porodzie Michał został dostawiony do mojej piersi po ok. 30 minutach od przewiezienia mnie na salę pooperacyjną. Leżał ze mną w łóżku, przy piersi 6 godzin do momentu uruchomienia mnie. Później, po przewiezieniu na salę pooperacyjną również był ze mną i przystawiałam go do piersi kiedy tylko się obudził. Mleka było niewiele, ale wiedziałam, że jego ssanie pobudzi piersi do produkcji. Ani razu nie zostało mi nawet zasugerowane, że może chciałabym dokarmić dziecko. Ani razu nie usłyszałam słowa „butelka” czy „mleko modyfikowane”.
Musi Pani karmić przez kapturki
W obydwu przypadkach, w pierwszych dobach po porodzie miałam poranione i wrażliwe brodawki. Choć przy Michale zdecydowanie mniej. Jednak ból był powodem zachęcenia mnie, abym sięgnęła po kapturki. Za pierwszym razem zgodziłam się z nadzieją, że poczuję ulgę. Ulgi nie poczułam, a i Filip nie nauczył się prawidłowego mechanizmu ssania.
W drugim przypadku kapturki miałam przywiezione do szpitala – druga doba po porodzie była dla mnie ciężka i miałam taki sam kryzys jak przy Fi. Jednak zacisnęłam zęby i kapturków nie założyłam. Zwróciłam uwagę na jeszcze bardziej dokładne i prawidłowe dostawianie dziecka do piersi. Następnego dnia zauważyłam poprawę, ból był coraz mniejszy.
Trzeba dokarmiać dziecko, bo ma żółtaczkę
Absolutnie dokarmiać nie trzeba, trzeba karmić – jak najczęściej. Dokarmiany Filip przez dobę był naświetlany z powodu wysokiego poziomu bilirubiny. Michał, karmiony piersią, bez sugerowania podania mleka modyfikowanego został wypisany w 3 dobie życia z żółtaczką fizjologiczną, która nie nasilała się.
Trzeba przejść na dietę
Po pierwszym porodzie sama wciągnęłam się w wir uważania na to co jem. Ostatecznie chodziłam ciągle głodna, bo ile można się ograniczać? Na obiad ryż, gotowany kurczak i marchewka. Z ciarkami na plecach wspominam te czasy. Teraz w szpitalu niektóre położne też mówiły, żeby nie jeść owoców, czy wybierać posiłki lekkostrawne aby nie zaszkodzić dziecku. Jednak wiem, że dieta matki karmiącej to mit i jem wszystko na co mam ochotę. Póki Michał nie ma żadnych nieprzyjemności z tym związanych, czyli kolek, wysypek, to nie zamierzam przechodzić na żadną dietę.
Zalecamy dokarmienie 1-2 dni w domu
O ile po porodzie Michała miałam ogromne wsparcie w szpitalu ze strony położnych w temacie karmienia piersią, o tyle przy wypisie neonatolog zasugerowała mi dokarmianie przez 1-2 dni. Pewnie było to spowodowane tym, że zostaliśmy wypisani ze spadkiem wagi urodzeniowej bez jej wzrostu. Ale nie ugięłam się. Po powrocie do domu zaczął się nawał mleczny i wtedy byłam już pewna, że żadne mleko prócz mojego nie wchodzi w grę. Jak się okazało – miałam rację.
Uwierz w siebie, szukaj wsparcia, ale przede wszystkim słuchaj swojej intuicji
Jak widzisz, nie w każdym szpitalu możesz otrzymać wsparcie takie, jakiego potrzeba świeżo upieczonej mamie. Ja go nie otrzymałam po pierwszym porodzie, została zachwiana moja wiara w siebie i przez brak większej motywacji bardzo szybko się poddałam. Teraz nauczona poprzednim doświadczeniem, edukowałam się w trakcie ciąży, wybrałam szpital, który wspiera matki karmiące naturalnie, nie bałam się prosić o pomoc. Ale mimo wszystko jak widzisz w ostatnim akapicie, ktoś chciał proces karmienia piersią trochę zaburzyć, dlatego bardzo ważna była moja czujność. Nie robiłam ślepo tego, co mi zalecono, tylko weryfikowałam oceniając sytuację w której się znalazłam. Dlatego słuchaj swojego wewnętrznego głosu, wierz w swoją siłę, edukuj się, bo naprawdę możesz pokonać wiele trudności widząc sens włożonego wysiłku.
Moja mleczna droga trwa na razie 3 tygodnie. Nie uważam tego za sukces, ale jestem pewna, że jeśli napotkam przeciwności, to nie ugnę się, ale zrobię wszystko, aby karmić piersią. Na razie ogromną motywacją była kontrola wagi Michała i jej piękny przyrost. Urosłam w swoich oczach i jestem szczęśliwa.